Witam!
Moj kot przyniosl ostatnio do domu piskle bazanta (przynajmniej tak mi sie wydaje). Udalo mi sie go uratowac ale lezal biedaczek ciagle na boku. Schowalam go do pudelka po butach, dalam wody w zakretce i nasypałam troszke platkow owsianych.
Po godzinie weszlam do pokoju a ptaszek siedzial normalnie skulony jakby mu nic nie bylo.
Rankiem obudzilo mnie piszczenie, po wejsciu do pokoju zobaczylam, ze ptaszek biega i popiskuje.
Niestety musialam jechac do pracy wiec schowalam go do pudelka, zrobilam dziurki i tak przesiedzil pol dnia.
Po przyjechaniu z pracy mialam zawiesc go na wies zeby go ktos przygarnął jednak po otworzeniu pudelka pisklaczek pare razy zapiszczal, serduszko przestalo mu bic, obrucil sie na bok i poprostu zdechl.
Co zrobilam zle? Czemu zdechl skoro rano jeszcze biegal jak szalony i nie zanosilo sie na to zeby cos mu bylo?
Bardzo mnie ciekawi ta sytuacja.. zrobilo mi sie bardzo przykro z tego powodu bo naprawde chcialam mu pomoc.