Witajcie!
Na imię mam Irek od Ireneusza mam 38 wiosen, zawodowo zajmuję się obroną granic RP w Wojskowej Ochronie Przeciwpożarowej w skrócie jestem żołnierzem strażakiem zawodowym, hobby to straż pożarna ( dowodzę (prezesuję) w swojej miejscowości Ochotniczą Strażą Pożarną i kolekcjonuję hełmy strażackie ), ponadto lubię majserkować, coś ulepszać, modernizować, konstruować itp. . Kiedyś uczyłem wojaczki i zabijania, później nauczałem ratownictwa pola walki, teraz gaszę pożary i ratuję zdrowie, życie i mienie ludzkie. Generalnie urodziłem i można powiedzieć wychowałem się w stolicy. Piętnaście lat temu sprowadziłem się na mazowiecką wieś (20 km od Mińska Mazowieckiego, 50 km od Warszawy). Przeprowadzka miała charakter ekonomiczno mieszkaniowy (koszt budowy domu by mniejszy jak zakupu mieszkania na blokowisku) oraz miłość do Kobiety. Zresztą wróciłem na "stare śmieci" moich Rodziców i Dziadków. Hodowlą bażanta zainteresowałem się zaraz po zamieszkaniu na "wiosce" w domu pod lasem, ale po konsultacjach ze znajomymi rolnikami pomysł wywietrzał mi z głowy u uciesze mojej żony ( słomiany zapał jak twierdziła, założysz i to ja będę musiała koło tego chodzić ). A dom pod lasem ma swoje uroki, dziki zwierz prawie włazi mi na teren posesji ( jelenie, sarny, koziołki, dziki, bażanty, łosie, żurawie, bociany, dzikie kaczki, zające, kuropatwy i nawet przepiórki). Brak zbytu i inne techniczne trudności poddały pomysł utylizacji a chyba głównym motywem był brak wiedzy w tym temacie. Niedawno sąsiad rolnik na spotkaniu koleżeńskim (a właściwie degustacji) odrobinę zakrapianym alkoholem swojego wyrobu ( lubię tworzyć różniste naleweczki i inne specyfiki dla duszy i ciała z wędlinkami swojskimi włącznie oczywiście na własny użytek i zgodnie z prawem oraz ku zdrowotności zagadną mię o pomysł z bażantami, przypomniałem koledze iż to on odwlókł mnie od tego procederu. Ale tym razem powiedział: popatrz w internecie, rozejrzyj się, masz kawałek podwórka i ziemi, popytaj, podejrzyj ... . I tak też uczyniłem, oczywiście Małżonka moja podchodziła jak wyżej do tego pomysłu sceptycznie. Ale pod koniec lutego po ciężkich walkach ze spawarką, kątówką, ocynkowanymi rurkami , gliniastym podłożem i wagą płyt betonowych stanęła pierwsza w moim życiu woliera o powierzchni 24 m2 z całą bażancią infrastrukturą w środku. Zaraz potem pojawiły się ptaszki, łowne (obrożne) w konfiguracji 1+6. Niestety nie do końca zabezpieczona woliera obudziła w moim wyżle polskim instynkty myśliwskie. Poległ kogucik i jak mi się zdawało kurka. Na drugi dzień do kupiłem a raczej od kupiłem bażancika i dwie kurki ( nie opłacało się jechać po jedną sztukę 60 kilometrów, zresztą byłem zdeterminowany i nieźle zdenerwowany). Później okazało się iż zginą bohaterską śmiercią tylko kogut. I już miałem stadko 1+8 i czekałem z niecierpliwości na pierwsze jajeczka. I się doczekałem ... zakupiłem inkubator ... i czekałem na pierwsze lęgi ... . Pierwsze sukcesy już są - skuteczność 60 % i drugi wsad do inkubatora i codziennie jajeczniczka ze świeżych jajeczek. Wczoraj rozpoczełem budowę następnej ( drugiej ) woliery dla moich małych "rosołków i pasztecików" - 60m3. No i jak widać doświadczenia nie mam żadnego, wakacje, ferie i weekendy u dziadków się nie liczą, a całą naukę pobieram od klonowej hodowli i waszych postów na forum ... jak mi się wydaje najbardziej fachowym. I ot ... cała moja historia z bażantami. A ... jeszcze jedno ... Żona moja polubiła ptaki i nawet maluchom matkuje, nie chce słyszeć o jedzeniu "dzieciaków", a moje ludzkie dzieciaki, córka i syn, a nawet bardziej syn, mają zajęcie i uczą się odpowiedzialności i systematyczności, przyjemne z pożytecznym. I na podwórku coś się rusza i jest fajne nowe hobby. Jak się nauczę to zamieszczę zdjęcia moich "klatek dla ptaków".
